Remonty to zmora naszych dróg. W Polsce, w porównaniu np. z Niemcami czy Francją, trwają dłużej średnio o dwa miesiące. Nikt nie ma pomysłu lub raczej woli, by zmienić przepisy tak, aby uciążliwe prace remontowe trwały krócej.
Szczególnie męczący od 2 tygodni jest przebudowa ulicy Siemianowickiej w Starym Chorzowie. Remont zaczyna aktywnie funkcjonować w szczególności po godz. 22. Policja nie reaguje, Straż Miejska jakby nie wiadomo co pilnuje, natomiast mieszkańcy tzw. krojcoka codziennie rano budzą się z bólem głowy. Niektórych mieszkańców dzielnicy koi szum wody na ul. Kasprowicza (od dwóch tygodni) mamy naturalny strumień nieopanowany przez wodociągi w myśl starej zasady, że woda podlegająca ciśnieniu musi się lać, tylko płacić nie będzie komu, chyba że znów podwyżka wody ?
Remonty dróg i ulic trwają u nas przeciętnie 5-6 miesięcy, a co trzeci ciągnie się nawet dłużej niż rok. Rozkopane centrum Chorzowa, utrudnienia na ruchliwej trasie Bytom – Katowice, remonty głównych arterii w Chorzowie Batorym Długo można wymieniać remonty, które denerwują kierowców. Prace w naszym regionie na ogół ciągną się miesiącami, nierzadko latami.
Natomiast w Chorzowie Starym jest sodomia i gomoria. Nie tylko w weekend, ale też dni powszednie. Człowiek widzi, jak za dnia drogowcy siedzą na poboczu, jakaś maszyna pracuje, ale nikt generalnie specjalnie się nie spieszy. Nie mają przenośnych ubikacji Toy Toy, szczają po bramach, poją się piwem w upalne dni. Dopiero w nocy jak nietoperze rozpoczynają uruchamianie ciężkich maszyn, żeby drżące ze strachu stare zabytkowe domy nie mogły spać spokojnie. Sądzę, że w innych miejscach sytuacja wygląda podobnie.
Kolejna sprawa, to czystość drogi. Ulica od czasu remontu, nie jest w ogóle sprzątana, więc unoszą się nam tumany uporczywego kurzu. Wdziera się on wszędzie, co w połączeniu ze smrodem w czasie upału, oznacza prawdziwy koszmar dla mieszkańców.
Na remontowanym odcinku w Chorzowie Starym nie ma chodników, a jakiś czas temu przestały świecić latarnie. W związku z tym pytam urzędników, jak mam bezpiecznie chodzić po zmroku? Moim zdaniem pracownicy Wydziału Dróg nie kontrolują dostatecznie przebiegu prac ani warunków, w jakich przyszło teraz funkcjonować mieszkańcom.
Wszyscy jesteśmy zgodni, że drogi powinno się remontować nie tylko za dnia, ale także nocą, lecz może nie w centrum dzielnicy i nie nagminnie od godz. 22.00 ?
Bulwersującą sprawą jest także to, że nierzadko nowe drogi trzeba naprawiać już po kilku miesiącach. Polska jest chyba jedynym krajem na naszym kontynencie, gdzie w obowiązkowej dokumentacji technicznej często nie podaje się gwarantowanego przez wykonawcę okresu użytkowania drogi. Taka jest właśnie nasza drogowa rzeczywistość. Dobrze wykonana nawierzchnia powinna bez remontu przetrwać ponoć min. dziesięć lat. To taka średnia europejska. W Polsce średnio wytrzymuje trzy lata. Stąd też te notoryczne uciążliwe remonty, bo naprawiać trzeba będzie zapewne także nowe trasy.
Według Stefana Rewińskiego, byłego zastępcy prezesa Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad, którego cytuje wprost.pl, tylko 5 procent polskich firm ma odpowiednie zaplecze techniczne, by przeprowadzać remonty drogowe. Przetargi wygrywają te, które oferują najniższą cenę, co nie gwarantuje odpowiedniej jakości robót.
Sumy podawane w przetargach często brane są z kapelusza. Po wygranym przetargu szuka się podwykonawców, ci nierzadko zatrudniają kolejne małe firmy. Błędne koło. Teoretycznie grożą za to kary, więc wykonawcy się spieszą. No i w rezultacie mamy drogowe buble.
W Niemczech czy Francji wykonawca musi wpłacić do kasy miasta kaucję, która systematycznie topnieje wraz z przedłużaniem się prac remontowych. W Polsce jeszcze kilka lat temu dyskutowano o takim pomyśle, ale ostatecznie nikt go nie zrealizował. W dużych europejskich metropoliach – Londynie, Madrycie czy Amsterdamie – remonty najczęściej rozpoczyna się w piątek wieczorem, a kończy w poniedziałek nad ranem. Prace trwają na trzy zmiany. Z kolei w Nowym Jorku i Bostonie nie przyjmuje się ofert od firm, które planują remont na dłużej niż tydzień. Za opóźnienia grożą surowe sankcje finansowe, łącznie ze zmniejszeniem kontraktu o 50 procent. A u nas? U nas remonty pełzają.., drogowcy sie śmieją i robią wszystko po swojemu.
Nie doczekaliśmy się wirtualnej makiety estakady, nie mamy wglądu w makietę ( lub plan ) przebudowy Naszej starej dzielnicy, nie wiadomo jak będzie wyglądał Chorzów Batory po przebudowach. Sądzę również, że i urzędnicy wraz władzami naszego miasta nie mają jasnej wizji tego remontu. Nie każdy jest w końcu drogowcem lub inżynierem. Miło by było jednak zapoznać mieszkańców ze swoimi mrocznymi wizjami.
Poza tym moim jedynym marzeniem oraz moich sąsiadów od dwóch tygodni to – wyspać się !